Goldfinger chciał zdobyć Fort Knox, gdzie stacjonowało 41 000 żołnierzy, po prostu przelatując nad nim i rozpylając śmiercionośny gaz.
Skąd w ogóle pomysł, że pozwolono by mu naruszyć przestrzeń powietrzną? Bo dziewczyny ładnie latają?
Jak śmiercionośny musiał być ten gaz, skoro tak małe stężenie zabija w kilka sekund (miał być rozpylany z lecących samolotów)? Jednocześnie już po minucie można tam bezpiecznie wjechać, a maski gazowe, to tylko na chwilę trzeba włożyć.
Kobieta raz przeturlała się w sianie z Bondem i już porzuciła plan, w którego przygotowanie włożyła mnóstwo wysiłku i czasu - ok, urok agenta 007, rozumiem, ale ciekawe jak przekonała koleżanki.
I na koniec, po co w ogóle cała ta akcja? Goldfinger był sobie szmuglerem złota, bawił się w życie. A nagle postanawia wypowiedzieć wojnę USA. Przecież nawet gdyby jego plan się powiódł, to dla Amerykanów byłby celem numer jeden i długo by nie pożył, a już na pewno musiałby się dobrze ukrywać. A co miałby w zamian? Wartość jego złota by wzrosła.
No nie powala na kolana ta fabuła.
Na duży plus piosenka tytułowa.